29 lipca 2015

Lady Queen - karuzela ze złotymi ozdobami

Witajcie :)

Jakiś czas temu otrzymałam propozycję współpracy od Lady Queen. Jest to sklep internetowy, w którym kupić możemy mnóstwo różnorodnych gadżetów, w tym także tych paznokciowych, w dość niskich cenach. Wiem, że niektóre z Was już na początku współpracy zniechęcił brak kontaktu z firmą, albo niezgodne z opisem na stronie produkty. W moim przypadku wszystko było w porządku, kontakt bez zastrzeżeń, a i akcesoria, które otrzymałam, w większości nie odbiegały od tego, co pokazywały zdjęcia ;) Ale o tym za chwilkę ;) Na początek - karuzela ze złotymi ozdobami :)

Karuzelka, która trafiła w moje ręce, to mix jedenastu złotych, metalicznych ozdób.

Jak widzicie na zdjęciu są w niej serduszka (9 szt.), podwójne serduszka (6 szt.), serduszka "love" (7 szt.), różyczki (5 szt.), małe kwiatki (5 szt.), podwójne różyczki z listkami (3 szt.), motylki (12 szt.), ważki (5 szt.), pająki (5 szt.), kokardki (7 szt.) oraz truskawki (7 szt.). Na stronie internetowej widoczne są także inne kształty, m.in. świąteczne: gwiazdki, choinki i przecudowne (!) śnieżynki, hello kitty, parasolki i kwiatki o innym jeszcze kształcie. Rozumiem jednak, że jest to mix i przy zamówieniu dostajemy losowe kształty w, jak widać wyżej, losowej liczbie ;) W opisie produktu widnieje informacja, że jest to po prostu 16 gramów ozdób :p Nie jest to jednak jakaś duża przeszkoda, ponieważ ozdoby są wielokrotnego użytku. Są wytrzymałe, a kwiatki ze zdobienia, które za chwilę pokażę, po zmyciu trafiły z powrotem do karuzeli, nie tracąc na jakości.

Co do samych ozdób są one dość delikatne, ażurkowe, ale niestety nie do końca plastyczne. Na początku chciałam spróbować z różyczkami, jednak nie dopasowały mi się do wypukłości płytki. Z mniejszymi kwiatkami poszło o wiele lepiej. Na stronie Lady Queen znaleźć można przykładowe zdobienia z wykorzystaniem m.in. motylków i pajączków, które przylegają dość dobrze. Większe ozdoby trzeba więc zwyczajnie delikatnie wygiąć lub załamać, aby dopasowały się do paznokcia. Ja z pewnością jeszcze będę próbować! :) Co do minusów - jeszcze jeden, mały - karuzela jest jedną z takich, które dość łatwo i "luźno" się obracają, a więc nie ma możliwości, żeby ozdoby się ze sobą nie pomieszały, no chyba że będą leżały w miejscu ;) Jeżeli będziecie trzymały je w kosmetyczce lub pudełku w którym karuzelka będzie się przemieszczać - ozdoby zrobią to razem z nią :p Warto więc ciągle trzymać ją np. w woreczku, w którym też otrzymujemy ją po zakupie, bo czasami coś lubi wydostać się na zewnątrz :)

Zdobienie poniżej wykonane zostało na białych hybrydach, które położyłam spontanicznie dwa dni temu :) Mały paznokieć pokryłam złotą folią transrerową od Indigo, serdeczny natomiast okleiłam złotymi tasiemkami od Silcare. Na palcu środkowym i wskazującym widzicie złote, metaliczne kwiatuszki od Lady Queen. Całość wyglądała dość elegancko i tak... na bogato :p






Karuzela ze złotymi ozdobami dostępna jest na stronie Lady Queen za 3,78$, dokładnie tu: KLIK.

Jeżeli miałybyście ochotę na małe zakupy to możecie skorzystać z kuponu rabatowego -15% :)


Poza stroną internetową www.ladyqueen.com zapraszam Was także na profil marki na Facebooku - Lady Queen. 


Zapraszam też do siebie :)




Pozdrawiam,
PODPIS

28 lipca 2015

Historia pewnych paznokci. Recencja Evrēe - regenerującego serum do paznokci Max Repair

Dawno, dawno temu...

...moje paznokcie były długie, twarde i się nie rozdwajały :p Tak mogłabym zacząć bajkę o sobie i swoich pazurach ;) Pamiętam, że jeszcze w gimnazjum (czyli ze sto lat temu), nauczyciele myśleli, że mam tipsy! Zdarzały się im oczywiście okresy słabości, głównie ze względu na rozdwajanie płytki. Wtedy obcinałam je zupełnie na zero i stosując odżywki, olejki i witaminy udawało mi się doprowadzić je do bardzo dobrego stanu. Nawet w ciągu ostatnich trzech lat, jeżeli śledzicie mojego bloga w miarę regularnie, można zobaczyć wzloty i upadki ;)

Moje drugie paznokcie na blogu z 31 maja 2012 (chyba nawet nie ma się czego aż tak bardzo wstydzić :p) - niezbyt długie, kwadratowe, ale dość mocne ;)

Paznokcie o takim kształcie i długości miałam przez dość długi czas i raczej mało było "upadków". A potem sobie rosły i rosły... Aż urosły tak jak te np. z 27 października 2012 (te zdobienie swoją drogą średnio mi się podobało, ale pokazuje jak długie pazurki wtedy miałam ;))

Później po raz pierwszy zmieniłam kształt na owalny, który bardzo, ale to bardzo mi się nie podobał :p Były po prostu chyba źle opiłowane. Zdjęcie z 25 listopada 2015:

Po niedługim czasie postanowiłam więc wrócić do moich ulubionych kwadratów :) Tak jak w moich ulubionych, do dziś, świątecznych paznokciach z 14 grudnia 2012:

A paznokcie nadal rosły i były jeszcze dłuższe niż te wyżej! ;) W końcu jednak stała się tragedia i skończyłam z takimi paznokciami, które, może tylko nieco dłuższe, miałam przez najbliższe miesiące :p 26 stycznia 2013:

Udało mi się je jednak odratować odpowiednią pielęgnacją. Paznokcie poprawiły się w kwietniu 2013 - wyglądały nawet bardzo ładnie ;)

I w sumie podobny stan rzeczy utrzymywał się przez długi czas, np. we wrześniu 2013:

Ale zdarzało się im też fajnie urosnąć ;) 18 lutego 2014:

Najbardziej jednak polubiłam się chyba z takimi do opuszka, max 5 mm za opuszek. I z tego okresu pochodzi chyba większość moich ulubionych zdobień ;) Wszystkie możecie obejrzeć w Galerii zdobień, więc nie będę ich Wam już pokazywać tu. Wspomnę jeszcze, że jednym z moich największych ostatnich problemów jest to, że nosząc kwadraty nieustannie łamią mi się rogi paznokci. Przez to też musiałam przyzwyczaić się do noszenia migdałów. W porównaniu jednak z poprzednimi, te "obecne" wyglądają już znośnie ;) 8 grudnia 2014:

Ale znalazłam na nie jeszcze lepszy sposób, wiem już, że muszę je po prostu piłować jeszcze bardziej do środka, w kształt szpica (ale nie bez przesady;)). Nie oznacza to jednak, że moje paznokcie są w dobrym stanie. Mają wzloty i upadki, raz widzicie dłuższe, raz krótsze, kwadraty i migdały. Nie mogę ich utrzymać w ryzach. Nie pamiętam już też kiedy były naprawdę długie... I tu przechodzimy do meritum sprawy, jakim jest odżywanie.  

Czy obecnie stosuję jakieś specjalne zabiegi? Raczej nie. Nie chodzę raczej z paznokciami bez niczego, bo nawet jeśli nie są pomalowane, mam na nich odżywkę (którą aktualnie testuję). Bardzo chętnie zgodziłam się więc na przetestowanie regenerującego serum do paznokci marki Evrēe. 

Na pudełeczku odnaleźć możemy wszystkie informacje dotyczące serum Max Repair, jego składu oraz oczekiwanych efektów.

Jakie są Twoje paznokcie? Słabe? Łamliwe? Rozdwajające się? Matowe? Z przebarwieniami? Zniszczone detergentami, lakierami do paznokci, trwałym manicurem? Poznaj 8 efektów działania fuzji składników aktywnych i nowoczesnej technologii. Twoje paznokcie będą zregenerowane, wzmocnione i gładkie. Odzyskają naturalną barwę i blask. Naskórek wokół paznokcia będzie nawilżony, zmiękczony i ujednolicony. 

Formuła serum zawiera idealnie dobrane wysokoskoncentrowane składniki, w tym także olejki: oliwkowy, winogronowy, makadamia, ostropestowy, avocado, abisyński, arganowy oraz jojoba. Składniki serum wykazują silne właściwości pielęgnacyjne dla paznokcia i otaczającego go naskórka: regenerują, wzmacniają, wygładzają, nawilżają, rozświetlają płytkę paznokcia, nabłyszczają, zabezpieczają przed negatywnym działaniem chloru, a także chronią przed infekcjami skórnymi. 

Serum Max Repair otrzymujemy w 8 ml tubce, zakończonej pędzelkiem. To dzięki niemu nakładamy na paznokcie i skórki olejek, delikatnie dociskając tubkę.
Moim zdaniem jest to najlepszy dla tej formuły serum sposób aplikacji. Serum, ze względu na swój skład, ma formułę typowo oleistą, dlatego też dzięki pędzelkowi możemy dozować je w odpowiedni sposób. Tubkę wystarczy docisnąć bardzo lekko, aby otrzymać wystarczającą ilość produktu. Dzięki temu, że olejek nie zalewa całych palców spokojnie stosowałam go przed snem, gdy czytałam książkę. Nie zostawiał żadnych śladów, ponieważ trzymał się dokładnie tam, gdzie go nałożyłam ;) Jest to także zasługą faktu, że serum ma bardzo dobrą konsystencję. Nie jest bardzo tłuste, lepkie, ciężkie. Mamy tu raczej dość luźną, ale łatwą do "opanowania" konsystencję. 

Olejek stosowałam przez miesiąc. Na początku nakładałam go nawet po 2-3 razy dziennie, zawsze wieczorem i często po dłuższym kontakcie z wodą. Gdy paznokcie pozostawały bez lakieru, serum nakładałam na płytkę wraz z okalającym naskórkiem i pod wolnym brzegiem. Gdy paznokcie były pomalowane, nawilżałam tylko skórki. Niestety nie mam dla Was zdjęć "przed", ale po miesięcznym stosowaniu nasunęło mi się kilka wniosków. 

Po pierwsze, serum nie odbudowało moich paznokci tak, jakbym tego chciała, ale jest to tylko moja wina, ponieważ nie potrafiłam i nie mogłam zrezygnować na miesiąc z malowania paznokci w ogóle. Wtedy na pewno efekty byłyby zupełnie inne. Część paznokci, tych mniej zniszczonych, bardzo mocno się jednak utwardziła. Są to głównie paznokcie u placów wskazujących i serdecznych, które zwykle mam najmocniejsze, a które teraz są bardzo twarde. Największe problemy mam zawsze z paznokciami środowymi, które bardzo mocno się rozdwajały i tu akurat paznokcie pozostały słabsze. Z zapewnieniem producenta o regeneracji i wzmocnieniu płytki mogę zgodzić się więc w kilkudziesięciu procentach, ale jest to moja bardzo subiektywna ocena, przy stosowaniu serum, odbiegającym od zaleceń marki. Muszę się jednak zgodzić z tym, że serum bardzo fajnie wygładza płytkę. Moje paznokcie są pobruzdowane i po dłuższym stosowaniu olejku fajnie się wygładziły.

Pomimo stosowania lakierów nie mogę powiedzieć, że moje paznokcie są bardzo przebarwione. Lekkie pożółknięcia widać ewentualnie na wolnym brzegu, więc trudno jest mi wypowiedzieć się na temat tego, czy moje paznokcie odzyskały naturalną barwę. Z pewnością jednak mogę powiedzieć jeszcze kilka słów o działaniu Max Repair na skórki. Jestem jedną z tych, które obecnie są przeciwniczkami wycinania skórek i odradzają to innym, ale same nie mogą z tego zrezygnować. Niestety, jeśli już zaczniemy to robić i kontynuujemy przez jakiś czas, trudno jest przestać. Skórki odrastają grubsze, mocniejsze, często są poszarpane, a na pewno takich nie chciałybyście oglądać na zdjęciach ;) Tym bardziej więc przyłożyłam się do pielęgnacji wokół paznokci. I tu jestem bardzo zadowolona. Choć skórki nadal muszę wycinać, to nawet przy ich odrastaniu nie wyglądają już tak źle, nie są przesuszone i sterczące, bo są bardzo dobrze nawilżone. Za to duży plus. 

Obecnie moje paznokcie i skórki, bez niczego, po umyciu, wyglądają tak (wszystkie zdjęcia bez zupełnej obróbki, tylko nieco rozjaśnione, bo były zbyt ciemne;)):


Pazurki z serum ;) 





Choć olejek wygląda na bardzo tłusty, to uwierzcie, że trzyma się na swoim miejscu i nie mamy tłustych całych opuszków (no chyba, że wyciśniemy go zbyt dużo;)). Ja zwykle, gdy aplikowałam olejek wieczorem, wyciskałam go trochę więcej i wcierałam, robiąc delikatny masaż. Serum wtedy wchłania się o wiele szybciej. W przeciwieństwie do innych olejków ten nie pozostawia tłustego filmu, który przeszkadzałby używać go w ciągu dnia. Po wchłonięciu paznokcie są gładkie a skórki nawilżone. Poniżej zdjęcia w trakcie "wchłaniania" ;)


I na koniec zdjęcie pazurków po całkowitym wchłonięciu produktu. Czyste, nawilżone, gładkie ;)

Czy poleciłabym regenerujące serum do paznokci Max Repair? Tak. Poza zaletami, o których pisałam wyżej produkt jest bardzo wydajny i po miesiącu mam go jeszcze bardzo dużo. Jest też podręczny, możemy nosić go w torebce i nawet pracując, np. w biurze, stosować go w ciągu dnia w razie potrzeby i w odpowiedniej ilości. Ja nie przestaję i będę prowadzić kurację nadal, szczególnie na skórkach :) 

Produkty Evrēe dostępne są m.in. w drogeriach Rossmann (ja zaopatrzyłam się już m.in. w krem do stóp i sięgnę jeszcze na pewno po kremy i serum do rąk). 

Więcej o serum i innych produktach Evrēe możecie poczytać na stronie evree.eu. Zapraszam także na fanpage marki na Facebooku :)  


Wpadnijcie też do mnie :)




Pozdrawiam,
PODPIS

27 lipca 2015

Bourjois La Laque - 8 Cherry d'amour

Cześć!

Z pewnością wiecie, że każda lakieromaniaczka musi mieć w swojej kolekcji porządną czerwień. Jest to kolor, który (podobno!) wśród lakierów do paznokci pojawił się jako pierwszy, wraz z różem. Nie jest to jednocześnie kolor, o którym często mówi się, że znajduje się wśród trendów na lato/jesień etc., że jest hitem sezonu, tym jednym, jedynym, megamodnym, jak czasami słyszymy np. o trendzie na biel, miętę, pastele, marsala... Czerwień jest po prostu kolorem kultowym, poadczasowym - a przynajmniej ja ją tak odbieram. Dziś pokażę Wam jedną z moich ulubionych czerwieni - Cherry d'amour.

Cherry d'amour jest jednym z dwunastu odcieni najnowszej kolekcji Bourjois La Laque. Więcej o samej kolekcji i dostępnych kolorach możecie poczytać w poście o równie uroczym Lycheers :)

La Laque to kolekcja bardzo oryginalna. Przede wszystkim wyróżnia się ona ciekawą i niespotykaną buteleczką o trójkątnym kształcie podstawy i pięknym, tłoczonym napisem marki. Podoba mi się jej prostota i minimalizm - mała rzecz, a cieszy i sprawia, że lakier naprawdę zyskuje na atrakcyjności. Na uwagę zasługuje także oryginalny pędzelek ze żłobieniami, przez które spływa lakier (właśnie sobie przypomniałam, że znowu zapomniałam sfotografować go z bliska i postaram się pamiętać o tym w kolejnych recenzjach;)). Ogromnym plusem całej kolekcji jest także cudowny dobór kolorystyczny. Odcienie się bardzo mocno napigmentowane i niezwykle żywe.

W opisie producenta ósemka określona została jako "głęboka wiśnia, która przyśpieszy bicie serca. Teraz i na zawsze" ;) W istocie jest to odcień bardzo dojrzałego owocu wiśni. Jest bardzo intensywny, a przez to niezwykle kobiecy i romantyczny. Podobnie jak w przypadku pozostałych odcieni, także Cherry d'amour kryje przy jednej warstwie. Na moich zdjęciach, z przyzwyczajenia już, zobaczycie dwie cienkie ;) Jest to jednak typowy jednowarstwowiec, który szybko schnie i pozostawia wysoki połysk. Nie smuży, nie pozostawia prześwitów i ma bardzo dobrą konsystencję. Kremowe wykończenie dodaje mu tylko elegancji. Ważne, że nie barwi płytki ani skórek, co jest bardzo dużym minusem wielu czerwieni. Oczywiście musimy pamiętać, że najlepiej zmywać go w taki sposób, aby najpierw przytrzymać nasączony wacik na paznokciu, a później ściągać lakier w kierunku wolnego brzegu. W przeciwnym razie, przy rozcieraniu na boki, każdy lakier pobrudzi nam palce ;)

Na zdjęciach moje pazurki - jeszcze kwadratowe ;)





Choć odcień Cherry d'amour jest sam w sobie piękny postanowiłam wypróbować na nim dość proste, tasiemkowe zdobienie, które nie powinno sprawić problemu także Wam :)

Oto krótki tutorial :) 

1. Na wybrany lakier bazowy (np. beżowy) przyklejamy w kształcie trójkąta tasiemki do zdobień, które stworzą kontur naszego wzoru.
2. Trójkąt wypełniamy tasiemkami, dzieląc go na mniejsze trójkąty.
3. Całość stworzonego wzoru wypełniamy lakierem Cherry d'amour.
4. Gdy lakier jest jeszcze mokry, odrywamy tasiemki w odwrotnej kolejności, niż były przyklejane (dzięki temu tasiemki z samego dołu nie poderwą górnych i wzór będzie bardziej precyzyjny). W razie potrzeby wyrównujemy powstałe trójkąty patyczkiem lub pędzelkiem.
5. W miejscu, w którym trójkąty się zbiegają przyklejamy ozdobę (np. ćwieki, cyrkonie)

A tak wygląda całe zdobienie z wzorem w obu kierunkach :D


Jak się Wam podoba? Ten i inne lakiery z kolekcji Bourjois możecie mieć za 32 zł (10 ml), co być może nie jest ceną najniższą, ale co do ich jakości nie można mieć żadnych zastrzeżeń! :)

Zapraszam Was do odwiedzenia strony www.bourjois.pl oraz polubienia profilu marki na Facebooku www.facebook.com/Bourjois.Polska - nie umkną Wam informacje o nowościach i promocjach :)

Lakiery otrzymałam w ramach współpracy z firmą Bourjois, lecz nie wpłynęło to na moją opinię. - See more at: http://zpazurkiem.blogspot.com/2013/09/bourjois-so-laque-glossy-02.html#sthash.SebdHvr0.dpuf
Lakiery otrzymałam w ramach współpracy z firmą Bourjois, lecz nie wpłynęło to na moją opinię. - See more at: http://zpazurkiem.blogspot.com/2013/09/bourjois-so-laque-glossy-02.html#sthash.SebdHvr0.dpuf

Zapraszam także na mój fanpage na Facebooku! :)


Pozdrawiam,
PODPIS

23 lipca 2015

My Secret Hot Colors - 244 Lemon, 245 Lime, 246 Jungle

Witajcie ;)

Notka o lakierach My Secret miała pojawić się już wczoraj, ale jak zabrałam się do obróbki zdjęć, z których złożył się niezły tasiemiec, to ostatecznie dwa dni spędziłam nad przygotowaniem posta ;) Chciałam też zaprezentować Wam lakiery w jednej notce, ponieważ stwierdziłam, że niezłym pomysłem będzie ich recenzja zgodna z numerkami. Kolory, jeżeli ustawimy je w kolejności, tworzą naprawdę bardzo fajne połączenia! :) W najbliższym czasie możecie więc spodziewać się jeszcze dwóch innych postów, z pozostałymi pięcioma odcieniami.

Dziś zapraszam na telenowelę o pierwszych trzech kolorach - 244 Lemon, 245 Lime oraz 246 Jungle - z najnowszej, letniej kolekcji My Secret :)

Lakiery My Secret zamknięte są w 10ml buteleczce w kształcie kostki. Mają niezbyt długi pędzelek, ale mi on zupełnie nie przeszkadza, ponieważ jak we wszystkich lakierach tej marki jest on dobrze przycięty i, jak dla mnie, odpowiedniej grubości. Na odwrocie buteleczki znajdziemy naklejkę z numerem i nazwą lakieru. Z dość dużego doświadczenia z lakierami My Secret mogę zapewnić, że jest ona bardzo wytrzymała i nawet na egzemplarzach, które mam "od lat" informacje nadal są widoczne.

Letnia seria Hot Colors składa się z ośmiu żywych odcieni, które w najprostszy sposób określiłabym jako cytrynę, groszek, turkus, koral, fuksję, błękit, niebieski i kobalt.

Fajnie, że tym razem letnia kolekcja jest tak urozmaicona. W ubiegłym roku seria Hot Colors składała się bowiem z czterech bardzo podstawowych odcieni: żółka, trawiastej zieleni, krwistej czerwieni i przykurzonego błękitu - zobaczcie same:

Trzeba przyznać, że obecna ósemka jest o wiele bardziej atrakcyjna kolorystycznie ;)

244 Lemon

Numer 244 o nazwie Lemon to bardzo przyjemny odcień żółtego. Na początku myślałam, że będzie on podobny do swojego kolegi sprzed roku, jednak okazało się, że jest bardziej rozbielony, pastelowy. Ma kremowe wykończenie. Jak na żółtka, kryje dość dobrze, jednak ma nieco problematyczną aplikację. Mi niestety trochę smużył i pozostawił prześwity, przez co na niektórych paznokciach musiałam dołożyć trzecią, cienką warstwę. Sądzę jednak, że jeżeli na Waszych paznokciach nie ma bruzd i będziecie odrobinę bardziej staranne, niż przy innych lakierach, wystarczą dwie warstwy. Wszelkie niedogodności rekompensuje jednak sam odcień. Osobiście byłam nim zachwycona, ponieważ bardzo ładnie prezentował się przy nieco opalonych już dłoniach. Musicie jednak pamiętać, że żółtki są bardzo wymagające. Będą wyglądały bardzo źle przy nieodpowiednio przygotowanej płytce, rozdwojonych paznokciach i poszarpanych lub zaczerwienionych skórkach. Wtedy z pewnością wyostrzą wszelkie niedociągnięcia. Jeżeli sięgamy po odcienie tego typu pamiętajmy też, że prześwity im nie służą, więc wszystko musi być na tip-top :p






 245 Lime

Odcień 245 Lime ma moim zdaniem trochę nietrafioną nazwę. Limonka kojarzy mi się raczej z odcieniem żywym, intensywnym i o wiele ciemniejszym. Tu natomiast mamy odcień przybrudzony, który porównałabym do bardzo jasnego khaki lub odcienia zielonego groszku (czasami możemy trafić na taki mniej intensywny kolor groszku - wiecie o co chodzi :p). W porównaniu ze swoim poprzednikiem Lime nie sprawia problemów w aplikacji, nie smuży, a do pełnego pokrycia wystarczą dwie warstwy. Ma bardzo fajną, trochę "luźniejszą" konsystencję niż Lemon, ale też nie na tyle, żeby zalewać skórki. Sądzę, że odcień 245 będzie wyglądał lepiej przy cieplejszym odcieniu skóry, ponieważ u bladziochów może sprawiać wrażenie nieco... trupie ;) Co ciekawe w połączeniu, które zobaczycie na końcu posta, przy przejściu z żółtego w zieleń, zyskuje o wiele żywszy, nawet może nieco neonowy odcień ;) W obu przypadkach ma u mnie duży plus!






 246 Jungle

Odcień Jungle, czyli numer 246, z pewnością zamieszka na półce z zieleniami. Jest to kolor, który często określa się jako morski, choć ja nie zawaham się nazwać go szmaragdem - jego odcień jest identyczny, jak kolor tego pięknego minerału ;) Bardzo dobrze kryje. Choć sama nałożyłam dwie warstwy, to wydaje mi się, że przy krótkich paznokciach, gdyby ktoś bardzo się uparł, wystarczyłaby jedna gruba warstwa. Nie smuży, dobrze się rozprowadza. Po prostu cudo! ;) Podobnie do Lime jego odcień nieco zmienia się w połączeniu gradientowym. Przy przejściu z limonki wydaje się być bardziej trawiastą, typową zielenią. Nie odbiera mu to jednak uroku. Zobaczcie same jaki jest piękny ;)






I jak? Macie swojego faworyta? Który odcień z pierwszej trójki podoba się Wam najbardziej? U mnie największy zachwyt wywołał Lemon ;)

Już na pierwszy rzut oka wiedziałam, że kolory będą ze sobą bardzo dobrze współgrać, więc postanowiłam połączyć je w formie gradientu. Paznokcie pokryłam białą bazą a następnie wycieniowałam gąbeczką. Całość pokryłam także topperem z flakies od My Secret - to było to ;) Pazurki mam już od kilku dni i noszą mi się wyjątkowo dobrze - klikają do Was także teraz ;) Później pokażę Wam je ze stemplami - przyciągały wzrok! 




Lubicie takie połączenia? Ja uwielbiam gradienty!!! :D




Zapraszam do polubienia profilu marki na Facebooku - My Secret :)


"Z pazurkiem" na Facebooku - również zapraszam ;)
                        

Pozdrawiam,
PODPIS
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Udostępnij: