Witajcie :)
Nieczęsto zdarza mi się recenzować produkty do makijażu, ponieważ o ile w miarę poprawnie potrafię go wykonać (a przynajmniej tak mi się wydaje;)), o tyle zupełnie nie potrafię zrobić na tyle dobrych zdjęć mojej twarzy, żeby miło się Wam oglądało :) Poza tym nie mam wprawy w robieniu zdjęć make-upu i kolory zawsze wychodzą mi przekłamane, cera ma zupełnie inny odcień i naprawdę zawsze dużo nerwów mnie to kosztuje ;) Cienie do powiek są jednak na tyle fajnym kosmetykiem, że zupełnie przyjemnie ogląda się je także w formie tradycyjnych zdjęć poglądowych (przynajmniej ja lubię tego typu rzeczy, kiedy chcę się skupić na kolorze jakiegokolwiek kosmetyku:)). Dlatego też przygotowałam dla Was recenzję wraz ze zdjęciami poglądowymi cieni, które niebywale mi się podobają i z których już nie raz korzystałam. Mam nadzieję, że coś wpadnie Wam w oko i spodoba się Wam taka forma ich prezentacji. A mowa o pojedynczych cieniach do powiek KOBO.
Kolekcja najnowszych prasowanych cieni, które miałam przyjemność otrzymać jesienią, składa się z 10 kolorowych egzemplarzy. Każdy pojedynczy odcień zamknięty jest w czarnym, plastikowym pudełeczku z okienkiem, przez które widać kolor kosmetyku. Pudełeczko jest zakręcane i bardzo szczelne. Wydaje się także być dość solidnie wykonane, a do tego prezentuje się bardzo elegancko – wysoki połysk plastiku i prostota wykonania robią swoje :) Na odwrocie pojemniczka znajdziemy także numer i nazwę cienia. Na chwilę obecną są one dla mnie nie do wyczerpania, choć wydaje się, że to zaledwie 2g. Cienie możemy zakupić w dwóch formach - opisanej wyżej, w oddzielnych pudełeczkach (17,99zł) lub jako zapasy do samodzielnego komponowania palety (9,99zł).
Sądzę, że spośród dostępnej kolorystyki cieni każda z Pań może znaleźć coś dla siebie. Osobiście, pomimo tego, że zazwyczaj korzystam z beżów, brązów oraz rzadziej fioletów i zieleni – spróbowałam już kilku intensywniejszych odcieni :) Zgodnie z zapewnieniem Producenta, cienie są bardzo trwałe, a specjalna formuła oil free zapewnia łatwą i dokładną aplikację, bez obciążania powieki. Muszę przyznać, że te odcienie, które miałam już okazję wypróbować sprawdziły się u mnie świetnie - nie zbierały się w załamaniach powieki i spokojnie wytrzymywały cały dzień bez poprawek.
Jeżeli jesteście ciekawe jak prezentują się z bliska poszczególne kolory, zapraszam do obejrzenia poniższych zdjęć poglądowych, które, muszę przyznać, wyszły bardzo ładnie i dobrze odzwierciedlają rzeczywiste odcienie :) Kolory widoczne na dłoni są w dwu wersjach: na sucho (po lewej) oraz na bazie do pigmentów marki KOBO (po prawej).
--------------------
--------------------
Miejska szarość to kolor, który już w swej nazwie przywołuje pewne skojarzenia. W rzeczywistości jest dość ciemnym odcieniem tego koloru, który dobrze sprawdza się w zewnętrznym kąciku oka przy smoky eyes – w taki sposób także go wypróbowałam. Skojarzenia przywołują na myśl coś na kształt szarego, dość smutnego muru w zapomnianej dzielnicy ;) Wzmacniają się, gdy urban gray ląduje na mokrej bazie i wygląda niczym antracyt ;) W macie dostrzec można delikatne, lecz jednak, mieniące się drobinki.
--------------------
--------------------
--------------------
Mistrzynią w określaniu kolorów cieni do powiek zapewne nie jestem, jednak na moje oko numer 141, czyli kasztan, jest tak modnym ostatnio i często przywoływanym odcieniem marsala. Przypomina odcień bardzo ciemnego, brudnego różu, by pod innym kątem dostrzec w nim coś brązowego a nawet ceglastego. Bardzo intrygujący, jednak odpowiednio „dozowany” może sprawdzić się w wielu sytuacjach, gdyż mimo wszystko wydaje się kolorem dość neutralnym. Sądzę jednak, że trzeba uważać przy malowaniu się takimi odcieniami, ponieważ łatwo o efekt „zmęczenia” :) Chestnut posiada bardzo delikatną poświatę.
--------------------
--------------------
--------------------
--------------------
Kolor zbliżony do rosy brown, lecz jeszcze jaśniejszy, bez różowej tonacji. Idealny do rozświetlania, rozcierania – używam go bardzo często. Sądzę, że może konkurować z rosy brown w zależności od tego jaką mamy cerę. Ja jestem bladziochem, więc akurat ten odcień dobrze stapia się z kolorem mojej skóry. Sądzę, że w nagłych przypadkach mógłby zastąpić mi nawet puder ;)
I jak podoba się Wam cała dziesiątka? Który kolor przypadł Wam do gustu? :)
Mam nadzieję, że podoba Wam się taka forma prezentacji cieni do powiek :) Jeśli tak, to z pewnością nie będzie to ostatni tego typu post :)
Pozdrawiam,
Zapraszam na profil marki KOBO na Facebooku :)
"Z pazurkiem" też zaprasza! :)
piękne są :) ja wybrałabym beże i brązy :D ale rzadko używam cieni, więc raczej kupię gotową inną paletkę :-)
OdpowiedzUsuńMam te cienie i bardzo je lubię :)
OdpowiedzUsuń+wkradło Ci się mnóstwo znaczków, takich jak (komputer i telefon, które jak kopiuję dają: :) ) Nie wiem, czy to widzisz, czy tylko ja mam taki problem xD
ja też to widzę :D na cieie od dawna mam ochotę, ale mam za dużo innych :)
UsuńKurczę, u mnie tego nie widać :( U mojego chłopaka w kompie też jest wszystko ok... Może to kwestia tego, że post przygotowywałam w większości w wordzie? :/ Nie wiem jak to teraz zmienić, bo nawet nie wiem gdzie to jest :p
OdpowiedzUsuńMam 136 - piękny seledyn ale zbiera się w kacikach , 137, 139 u mnie wygląda jak podbite oko, 141 to taka mieszanka brązu ale ja tam dostrzegam fiolet i 142 ceglasty <3
OdpowiedzUsuńMam pigmenty z KOBO i jestem w nich zakochana, widzę że cienie również są warte uwagi :)
OdpowiedzUsuńObserwuje i pozdrawiam :))
miałam jeden taki cień i nigdy więcej...dla mnie ten cień to był porażka
OdpowiedzUsuńMam Russet i wielbię go, często gości na mym oku.
OdpowiedzUsuńMam wszystkie które pokazujesz. Powyjmowałam je z oryginalnych opakowań i wsadziłam do palety magnetycznej z Inglota, jest to dużo wygodniejsze :)
OdpowiedzUsuń