27 lutego 2015

My Secret Nail Art 233 Sparks of the night sky

Witajcie... już w zasadzie weekendowo ;)

Pamiętacie lakiery z karnawałowej kolekcji My Secret? Pokazałam Wam dopiero zaledwie dwa z nich a naprawdę jest na co popatrzeć :) Jeżeli jesteście zainteresowane to zapraszam do poczytania o Amethyst i Pea green dots, a jeśli już je widziałyście - zerknijcie na to, co zmalowałam już jakiś czas temu z równie ciekawym topperem Sparks of the night sky :)

"Iskierki na niebie" - taką roboczą nazwę przyjęłam dla tego lakieru - należą do czwórki bardziej karnawałowej, ponieważ zawierają w sobie błyszczący, srebrny brokat. Jak wspominałam Wam już wcześniej, pozostałe cztery lakiery są bardziej stonowane i kolorowe. Topper nr 233 jest połączeniem dwukolorowych, srebrnych i czarnych drobin. W przeźroczystej bazie znajdziemy ich trzy wielkości: bardzo drobny maczek, większe piegi i jeszcze większe heksy. Całość jest dość gęsta, ponieważ nagromadzenie drobinek jest dość znaczne ;) Spójrzcie same jak 233 wygląda na prostym wzorniku :)

Drobiny rozprowadzają się równomiernie, więc nie ma problemu z wyławianiem tych, które szczególnie nas interesują. Jest to topper dość uniwersalny, ponieważ sprawdzi się w przypadku bardzo wielu połączeń kolorystycznych. Ja wybrałam osobiście klasyczne połączenie z bielą i czernią. Żałuję tylko, że zdecydowałam się na wykonanie trójkątów piaskowym Sensique Starry sky, ponieważ było tego trochę za dużo ;) Z daleka jednak, po pokryciu topem nie wyglądało tak źle, bo wszystko się wyrównało. Z resztą zobaczcie same ;)



Z lakierem musiałam się niestety pożegnać, ponieważ upadł mi tak niefortunnie, że odkruszyła się mu szyjka, co nigdy nie zdarzyło mi się jeszcze w przypadku lakierów My Secret :( Z resztą, tylko 2 razy straciłam w ten sposób lakier, ponieważ zwykle buteleczki są bardzo solidne. Myślałam, że jeżeli nakrętka nie przyklei mi się przez zaschnięty lakier i będę ją mogła jeszcze podnieść, to może uda mi się go przechować. Stał więc sobie spokojnie i był tylko "nakryty" swoją nakrętką... Nie udało się jednak, ponieważ cały zgęstniał - fakt faktem, że nie był szczelnie zamknięty. Wam jednak gorąco go polecam :)

Zapraszam do polubienia My Secret na Facebooku - tam chyba ciągle szaleją promocje :)


"Z pazurkiem" także można polubić :)
                        

Pozdrawiam,
PODPIS

25 lutego 2015

KOBO #49 green adventure

Witajcie :)

Na komputerze tak dużo zdjęć i zdobień, które chcę Wam pokazać, a czas ucieka :) Dziś zapraszam Was na recenzję lakieru, na który jest w zasadzie ostatni dzwonek ;) Dlaczego? Będzie to odcień, który pomimo tego, że należy do kolekcji regularnej, zdecydowanie nie jest kolorem wiosennym, które już pewnie niedługo zagoszczą na stałe w postaci edycji limitowanych w drogeryjnych szafach. Po drugie... zdjęcia zrobiłam już dość dawno, jeszcze na długich paznokciach... Teraz niestety mam problem z ich zapuszczeniem i już się stęskniłam za moim dawnym kształtem i długością ;) Tak więc z sentymentu i podziwu dla koloru - KOBO #49 Green adventure :)

 "Zielona przygoda" to odcień, któremu nie wymyśliłabym chyba bardziej trafnej nazwy :) W rzeczywistości jest to bardzo, bardzo ciemna, brudna zieleń, w której czasami aż trudno dostrzec zieleń ;) Na niektórych zdjęciach wychodziła niemal jak czerń ;) W istocie przywodzi mi na myśl jakieś survivalowe wyczyny, zielone szkoły, spacery po lesie - nic więcej, tylko właśnie zieloną przygodę! ;) Numer 49 ma piękne, kremowe wykończenie i niebywale błyszczy (co jest typowe dla wszystkich kremów KOBO), nawet bez top coatu. Uwielbiam zielenie w prawie każdym wydaniu, więc i ta bardzo przypadła mi do gustu. Nie smuży, nie pozostawia prześwitów i bardzo dobrze kryje. Jeśli wolimy grubsze warstwy - wystarczy zaledwie jedna. Ja jednak sugeruję użycie dwóch cienkich. Do tego nienaganna konsystencja, świetny pędzelek... Czego chcieć więcej? :D

Zdjęcia w świetle dziennym :)




Pomimo tego, że zielenie nie są zazwyczaj uznawane za kolory eleganckie, to ten mim zdaniem taki właśnie jest :) Myślicie, że udałoby się wyczarować na nim jakieś wiosenne, słoneczne zdobienie? :p

Zapraszam na profil marki KOBO na Facebooku - nie umkną Wam nigdy żadne promocje, a tych nawet teraz możecie się spodziewać :) 


"Z pazurkiem" też zaprasza :p
                        

Pozdrawiam,
PODPIS

23 lutego 2015

Sensique Art Nails - 203 Sea green + 204 Blue Ocean (cienki pędzelek)

Witajcie :)

Pozostając w temacie nowości mam dziś dla Was kolejną recenzję lakierów - tym razem od Sensique. Są to dwa egzemplarze z serii Art Nails - Sea green oraz Blue ocean z cienkimi pędzelkami.

Sea green to dość typowy, morski odcień, który na zdjęciach wyszedł niestety zbyt niebiesko. W rzeczywistości ma więcej zielonych tonów, więc jego nazwa jest bardzo adekwatna do zawartości ;) Blue ocean to z kolei ciemny, zgaszony granat. Oba lakiery mają kremowe wykończenie.

Zgodnie z informacją na zakrętce, mamy tu do czynienia z lakierami do zdobień, posiadającymi cienkie pędzelki. W obu egzemplarzach spotkałam się z małym problemem dotyczącym precyzji ich przycięcia. Niestety włosie wystaje z pędzelków dość nieregularnie, co utrudnia malowanie. Pomogłam sobie jednak cążkami do skórek i w miarę możliwości je przycięłam. Na co dzień nie korzystam z tego typu lakierów, ponieważ od pewnego czasu inwestuję w lepsze pędzle do zdobień, które załatwiają sprawę. Odzwyczaiłam się więc od pędzelków w lakierach i jakby nie były cienkie, zawsze będą dla mnie dużo za grube ;)

Do sprawy podeszłam jednak bardziej ambitnie i postawiłam sobie za cel namalowanie zawijasów, co nie okazało się zbyt proste ;) Jak widzicie nie są one idealne - najgorzej było "na zakrętach" :p Sądzę jednak, że pędzelki sprawdzą się idealnie w malowaniu pasków. Jeżeli miałabym wybrać spośród tych dwóch egzemplarzy, zdecydowałabym się na turkus. Pracowało mi się z nim trochę lepiej niż z granatem, a i pędzelek lepiej współpracował :)

Wybaczcie brak top coatu - pewnie efekt byłby lepszy, ale tak macie przynajmniej efekt morsko/granatowo na białym ;)



Czy mogę je polecić? Jeśli macie wystarczająco dużo cierpliwości i wprawy, żeby zdecydować się na namalowanie czegoś trudniejszego - kupcie je :) Jeżeli jesteście początkujące i potrzebujecie czegoś, dzięki czemu stworzycie proste linie, paski, kratkę - sięgnijcie po nie - sprawdzą się :)

Lakiery dostępne są w sieci Drogerii Natura. Za 7 ml zapłacicie 5,99 zł.

Profil Sensique na Facebooku - zapraszam! :)



Zapraszam także do polubienia "Z pazurkiem" na Facebooku :)
                        

Pozdrawiam,
PODPIS

19 lutego 2015

Zakochany luty: Wiszące serduszka

Witajcie :)

Walentynki co prawda już za nami, ale jest jeszcze kilka zdobień, które muszę Wam pokazać :) Zdobienie, które zobaczycie dziś zainspirowane zostało manicure Lucy's Stash, której bloga od dawna śledzę i którym zawsze się zachwycam :) Poza tym uwielbiam białe paznokcie - wyglądają tak czysto, świeżo i elegancko :)
W zasadzie nic więcej pisać nie muszę, zerknijcie na zdjęcia. Całość wykończona jest matującym topem Golden Rose :)




Serduszka malowałam odręcznie i każde wygląda trochę inaczej, jednak wydaje mi się, że niedociągnięcia stanowią tylko o uroku tego zdobienia :) Co myślicie? :)

Zapraszam do polubienia "Z pazurkiem" na Facebooku :)
                        

Pozdrawiam,
PODPIS

15 lutego 2015

My Secret Chalky Matt 242 White & 243 Blue + My Secret Nail Art 236 Blue Mist

Witajcie po krótkiej paznokciowej przerwie ;)

Kilka dni temu miałyście okazję widzieć zapowiedź nowości m.in. marki My Secret, które pojawiły się w Drogeriach Natura 5 lutego. Dziś chciałabym pokazać Wam trzy z nich - dwa lakiery kredowe i jeden z serii brokatowych.

W skład limitowanej, wiosennej kolekcji Chalky Matt wchodzi sześć dość podstawowych kolorów: czerń, czerwień, róż, fiolet, biel i błękit (typowo wiosenne, pastelowe, są tu z pewnością róż, fiolet i błękit). Zgodnie z zapewnieniem producenta mamy w ich przypadku do czynienia z kredowo-matowym wykończeniem. Rzeczywiście efekt matu jest bardzo wyrazisty, powiedziałabym nawet, że nie spotkałam się z podobnym w przypadku żadnego z matujących topów, choć zawsze wydawało mi się, że dają one dość fajne wykończenie. W przypadku Chalky Matt nie ma mowy o czymś lekko matowym, satynowym. Jest to mat w najlepszej postaci.

W przypadku obu kolorów nie ma problemu z ustaleniem ich odcieni - 242 to piękna, śnieżna biel, 243 natomiast to tradycyjny błękit. Oba lakiery, a także, z tego, co zdążyłam zauważyć, pozostałe odcienie z kolekcji, mają dość specyficzną konsystencję. Po otwarciu buteleczki nie jest ona bardzo gęsta, jednak już po chwili lakier staje się dość oporny. Najlepiej jest malować paznokieć maksymalnie trzema pociągnięciami, ponieważ poprawiając kolor w tym samym miejscu, nawet po kilku sekundach, ściągamy poprzednią warstwę i tworzą się dziury. Wydaje się więc, że może być to kwestia dość szybkiego schnięcia, bo na to rzeczywiście nie można narzekać. Niestety, jeżeli malujemy paznokcie wolno i dokładnie możemy spodziewać się prześwitów. Widoczne są także delikatne smugi po pędzlu. Jest to więc moim zdaniem lakier dla dość "wprawnych graczy" ;) Szkoda, ponieważ matowy efekt w przypadku każdego odcienia jest spektakularny! Zauważyłam jeszcze jeden mały minus - błękit lubi odbarwić płytkę i kiedy nałożyłam go po raz pierwszy, trochę się nacięłam, ponieważ nie nałożyłam bazy ;) Z bazą było ok, więc pamiętajcie o niej! :) Chalky kryją dość przyzwoicie, więc jeżeli zdecydujemy się na grubszą warstwę, to powinna wystarczyć nam jedna. Jeżeli będą cieńsze - możemy nałożyć dwie lub trzy, w przypadku bardzo cienkich, których nie polecam, bo ściągają poprzednie warstwy. Ja w obu przypadkach zdecydowałam się na podwójne malowanie.



Efekt matu był przepiękny, jednak postanowiłam połączyć oba odcienie z lakierem Blue Mist z serii Nail Art, który już na pierwszy rzut oka zdawał się być idealny do tego połączenia ;) Numer 236 Blue Mist jest topperem z bardzo subtelnym, pastelowym, biało-błękitnym glitterem o różnych kształtach i wielkości. Znajdziemy w nim przede wszystkim bardzo maleńki, biały brokat, nieco większe, błękitne piegi, błękitne heksy oraz przeurocze, białe kwiatki. Połączenie bardzo wiosenne, lekkie i niesamowicie dziewczęce. Pomimo dość dużego nagromadzenia drobinek, lakier ma dość luźną konsystencję, a dzięki metalowej kuleczce łatwiej jest nam rozmieszać całą zawartość. Różnie bywa z kwiatkami. Czasami wychodzą same, jednak częściej trzeba je "wyławiać" ;) Warto jednak, ponieważ całość wygląda na paznokciach cudnie ;) Myślałam też, że kwiatuszki będą sztywne i trudno będzie je fajnie ułożyć na paznokciu, jednak myliłam się. Nie było z tym większego problemu :)





Wszystkie lakiery My Secret zamknięte są w charakterystycznej kostce o pojemności 10ml. Zarówno Chalky Matt, jak i Nail Art możecie mieć za jedyne 6,99 zł.

Zapraszam do polubienia My Secret na Facebooku:)


"Z pazurkiem" na Facebooku - zapraszam :)
                        

Pozdrawiam,
PODPIS

11 lutego 2015

KOBO Professional - pojedyncze cienie do powiek


Witajcie :)

Nieczęsto zdarza mi się recenzować produkty do makijażu, ponieważ o ile w miarę poprawnie potrafię go wykonać (a przynajmniej tak mi się wydaje;)), o tyle zupełnie nie potrafię zrobić na tyle dobrych zdjęć mojej twarzy, żeby miło się Wam oglądało :) Poza tym nie mam wprawy w robieniu zdjęć make-upu i kolory zawsze wychodzą mi przekłamane, cera ma zupełnie inny odcień i naprawdę zawsze dużo nerwów mnie to kosztuje ;) Cienie do powiek są jednak na tyle fajnym kosmetykiem, że zupełnie przyjemnie ogląda się je także w formie tradycyjnych zdjęć poglądowych (przynajmniej ja lubię tego typu rzeczy, kiedy chcę się skupić na kolorze jakiegokolwiek kosmetyku:)). Dlatego też przygotowałam dla Was recenzję wraz ze zdjęciami poglądowymi cieni, które niebywale mi się podobają i z których już nie raz korzystałam. Mam nadzieję, że coś wpadnie Wam w oko i spodoba się Wam taka forma ich prezentacji. A mowa o pojedynczych cieniach do powiek KOBO.



Kolekcja najnowszych prasowanych cieni, które miałam przyjemność otrzymać jesienią, składa się z 10 kolorowych egzemplarzy. Każdy pojedynczy odcień zamknięty jest w czarnym, plastikowym pudełeczku z okienkiem, przez które widać kolor kosmetyku. Pudełeczko jest zakręcane i bardzo szczelne. Wydaje się także być dość solidnie wykonane, a do tego prezentuje się bardzo elegancko – wysoki połysk plastiku i prostota wykonania robią swoje :) Na odwrocie pojemniczka znajdziemy także numer i nazwę cienia. Na chwilę obecną są one dla mnie nie do wyczerpania, choć wydaje się, że to zaledwie 2g. Cienie możemy zakupić w dwóch formach - opisanej wyżej, w oddzielnych pudełeczkach (17,99zł) lub jako zapasy do samodzielnego komponowania palety (9,99zł).

Sądzę, że spośród dostępnej kolorystyki cieni każda z Pań może znaleźć coś dla siebie. Osobiście, pomimo tego, że zazwyczaj korzystam z beżów, brązów oraz rzadziej fioletów i zieleni – spróbowałam już kilku intensywniejszych odcieni :) Zgodnie z zapewnieniem Producenta, cienie są bardzo trwałe, a specjalna formuła oil free zapewnia łatwą i dokładną aplikację, bez obciążania powieki. Muszę przyznać, że te odcienie, które miałam już okazję wypróbować sprawdziły się u mnie świetnie - nie zbierały się w załamaniach powieki i spokojnie wytrzymywały cały dzień bez poprawek.


Jeżeli jesteście ciekawe jak prezentują się z bliska poszczególne kolory, zapraszam do obejrzenia poniższych zdjęć poglądowych, które, muszę przyznać, wyszły bardzo ładnie i dobrze odzwierciedlają rzeczywiste odcienie :) Kolory widoczne na dłoni są w dwu wersjach: na sucho (po lewej) oraz na bazie do pigmentów marki KOBO (po prawej).


Pomimo swojej nazwy odcień 136 nie jest dla mnie typowym turkusem. Ma zdecydowanie więcej zielonych niż niebieskich akcentów i choć wpada nieco w niebieskości w świetle dziennym, określiłabym go raczej jako seledyn, który na bazie przybiera postać trawiastej, żywej zieleni. Jest to jeden z niewielu cieni, który na bazie tak wyraźnie zmienia odcień ;) W dotyku jest bardzo gładki i aksamitny, dobrze się rozprowadza. Posiada bardzo delikatną, mieniącą się mgiełkę.

--------------------

Numer 137 to przepiękny, bardzo intensywny odcień niebieskiego. Nie bez przyczyny nazwany został tak „elektryzująco” :) Według mnie najbliżej jest mu do przepięknego błękitu pruskiego. Na mojej powiece znalazł się już podczas jednej z wieczornych imprez i muszę przyznać, że choć moje oczy są niebieskie, nic się nie kłóciło. Wraz z czernią i sztucznymi rzęsami stworzył bardzo ciemny, ale pięknie akcentujący oczy smoky eyes. Pomimo tego, że wydaje się bardzo dobrze napigmentowany, musiałam niestety kilkakrotnie nałożyć cień na powiekę, aby zniwelować prześwity i uzyskać takie nasycenie, jakie jest widoczne „przez okienko” :) Lepiej jest nanosić go bardzo delikatnie, aby nie obsypał się nam pod oczami. O wiele lepiej też nakładało mi się go metodą dociskania, wklepywania (nie wiem jak profesjonalnie nazwać ten ruch) niż tradycyjnie, gdy przesuwamy pędzel po powiece – mniej cienia znajdzie się w ten sposób w niechcianych miejscach. Podobnie do swojego poprzednika posiada delikatne, subtelne drobinki.

 --------------------




Miejska szarość to kolor, który już w swej nazwie przywołuje pewne skojarzenia. W rzeczywistości jest dość ciemnym odcieniem tego koloru, który dobrze sprawdza się w zewnętrznym kąciku oka przy smoky eyes – w taki sposób także go wypróbowałam. Skojarzenia przywołują na myśl coś na kształt szarego, dość smutnego muru w zapomnianej dzielnicy ;) Wzmacniają się, gdy urban gray ląduje na mokrej bazie i wygląda niczym antracyt ;) W macie dostrzec można delikatne, lecz jednak, mieniące się drobinki.


--------------------


Czekoladowe słodkości to dość ciepły odcień brązu, w którym, moim zdaniem, nieco bardziej widoczny jest błyszczący pyłek. Na zdjęciu trochę zbyt mocno wpada w rudość. Sądzę, że u wielu dziewcząt, szczególnie blondynek, kolor ten sprawdziłby się nie tylko na powiece, lecz byłby także idealny do podkreślenia brwi :) Dla mnie ma duży plus za to, że fajnie przyciemnia zewnętrzny kącik oka w dziennym, naturalnym makijażu, gdy nałoży się do nieco delikatniej i potrafi zmienić taki makijaż na wieczorowy, gdy wklepiemy go ciut więcej.

 -------------------- 

Ten kolor może stać się faworytem całej kolekcji – przepiękny odcień fioletu, w którym chyba najbardziej z całej dziesiątki widoczne są mieniące się, różowo-fioletowe drobiny, nadające mu klasy. Odcień o pięknej "żurawinowej" nazwie w rzeczywistości nie przypomina mi koloru tego owocu, jednak mam nadzieję, że zdjęcia choć odrobinę go Wam przybliżą :) Wiele z Was potrafiłoby zapewne wykorzystać go w makijażu dziennym, jednak dla mnie pozostanie on niezwykle eleganckim, kobiecym i pięknie podkreślającym oko odcieniem na wieczorne wyjścia – od poważniejszych bali do luźniejszych imprez ze znajomymi. Żałuję i mogę sobie tylko wyobrazić jak pięknie komponowałby się z brązowymi oczami :)



--------------------

Mistrzynią w określaniu kolorów cieni do powiek zapewne nie jestem, jednak na moje oko numer 141, czyli kasztan, jest tak modnym ostatnio i często przywoływanym odcieniem marsala. Przypomina odcień bardzo ciemnego, brudnego różu, by pod innym kątem dostrzec w nim coś brązowego a nawet ceglastego. Bardzo intrygujący, jednak odpowiednio „dozowany” może sprawdzić się w wielu sytuacjach, gdyż mimo wszystko wydaje się kolorem dość neutralnym. Sądzę jednak, że trzeba uważać przy malowaniu się takimi odcieniami, ponieważ łatwo o efekt „zmęczenia” :) Chestnut posiada bardzo delikatną poświatę.

--------------------

W numerze 142 widzę przede wszystkim ciemną, starą cegłę, w czerwono-różowym odcieniu. Jest idealnym odzwierciedleniem swojej nazwy - rdzawy, brunatny (choć na zdjęciu wyżej wyszedł jednak zbyt "żywo" i czerwono). Jest to jednak odcień dla kobiet odważnych, zdecydowanych i przede wszystkim – potrafiących dobrze go wykorzystać. Jest to bowiem kolor, który w szczególności nie powinien być nałożony niedbale. Musi być dobrze zblendowany i chyba najlepiej połączyć go z czymś jeszcze ciemniejszym, co stworzy dość oryginalny smoky eyes. Muszę przyznać, że zastosowałam go raz i to w makijażu dziennym! Ważne tylko, aby nie nakładać go zbyt dużo, ponieważ makijaż może być zbyt ciężki. W innym przypadku, wbrew pozorom, sprawdzi się także na co dzień :) Całość wzbogacają mieniące się drobinki.

-------------------- 

Rosy brown to odcień wprowadzający do trójki odcieni neutralnych. W tym przypadku mamy do czynienia z bardzo delikatnym beżem, ocieplonym odrobiną różu, z minimalną dozą drobin – prawie niewidocznych. W praktyce jest to odcień, którym dobrze zblendujemy cienie na granicy, lub rozświetlimy łuk brwiowy. Uniwersalny – każda z nas powinna mieć taki w swoich zbiorach.


--------------------

Wśród kolorów neutralnych znajduje się także odcień nieco bardziej żółty, słomkowy, który podobnie jak rosy brown może sprawić się przy podkreśleniu łuku, albo do rozświetlenia wewnętrznego kącika oka. Na mokro (w tym przypadku na mokrej bazie do pigmentów) staje się o wiele wyrazistszy, więc może być wykorzystany także do „większego malowania”. Znajdziemy w nim także bardzo fajne, mieniące się drobiny.


--------------------

Kolor zbliżony do rosy brown, lecz jeszcze jaśniejszy, bez różowej tonacji. Idealny do rozświetlania, rozcierania – używam go bardzo często. Sądzę, że może konkurować z rosy brown w zależności od tego jaką mamy cerę. Ja jestem bladziochem, więc akurat ten odcień dobrze stapia się z kolorem mojej skóry. Sądzę, że w nagłych przypadkach mógłby zastąpić mi nawet puder ;)



I jak podoba się Wam cała dziesiątka? Który kolor przypadł Wam do gustu? :)
Mam nadzieję, że podoba Wam się taka forma prezentacji cieni do powiek :) Jeśli tak, to z pewnością nie będzie to ostatni tego typu post :)


Zapraszam na profil marki KOBO na Facebooku :) 


"Z pazurkiem" też zaprasza! :)
                        

Pozdrawiam,
PODPIS
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Udostępnij: