5 listopada 2018

Glam Mom

Pięknie!
Nie było mnie tu prawie pół roku... Część z Was zna zapewne powód mojej dłuższej nieobecności, część pewnie nie, ale tak się składa, że dokładnie w dniu mojego ostatniego wpisu (27 maja) dowiedziałam się, że jestem w ciąży i jakoś tak świat stanął na głowie ;) W zasadzie nie było i nadal nie ma żadnego konkretnego powodu, dla którego przestałam blogować (cały czas czułam się dobrze i regularnie pracowałam), ale tak wyszło :) A zaległości mam masę! Dziś jednak pokażę Wam coś, co aktualnie mam na paznokciach, a co idealnie pasuje do blogowego powrotu - Glam Mom!



Glam Mom to odcień, który skradł serca miłośniczek marki Indigo w ubiegłym roku. Pochodzi z jesiennej kolekcji Natalii Siwiec (2017). Wśród całej gamy kolorów lakierów hybrydowych, które posiadam, nie był jednak tak rozchwytywany przez moje Klientki, jak myślałam. Niestety, wszelkie odcienie zieleni nadal pozostają mało popularne. Dlatego też zdecydowałam sama go wypróbować.

Glam Mom to bardzo głęboki odcień zieleni z niewielką nutą niebieskości (co daje mu, szczególnie na zdjęciach, morski odcień). W rzeczywistości jednak jest bardziej zielony. Kolor ten ma bardzo fajne krycie (2 warstwy) i średniogęstą konsystencję (niektóre lakiery Indigo są wg mnie zbyt gęste i nie z każdym mi po drodze). Całość wzbogaciłam zdobieniem, na które być może trafiłyście już gdzieś w Internecie - jest dość popularne i bardzo mi się spodobało. Jego bazę stanowi lakier Indigo Too many colours (swoją drogą idealny dla fanek nudziaków), na którym namalowałam przecinające się biało-czarne pasy. Kwiatkowe zdobienie powstało dzięki paście Sculpture Gel 4D od Semilac, która dzięki konsystencji plasteliny pozwala nam tworzyć wzory trójwymiarowe. W środkach płateczków pojawiły się kryształki Swarovski (niestety nie pamiętam nazwy ich odcienia, jednak mieniąc się na zielono fajnie zgrały się z Glam Mom).





Co sądzicie o takim połączeniu? Przyznam, że ze zdobienia byłam bardzo dumna, ponieważ był to mój pierwszy raz z wzorami 3D, jednak nie do końca się do niego przekonałam. Być może trzeba jeszcze poprawić technikę, gdyż płatki kwiatków bardzo mocno zaczepiały się np. o włosy, przez co po 2 tygodniach zauważyłam, że niektóre płateczki się wykruszyły. Plusem było jednak to, że od początku płatki nie tworzyły pełnego kwiatka, więc ubytki nie były tak mocno widoczne ;)


Z pazurkiem na Facebooku - zapraszam :)
                        

Koniecznie zaglądajcie też na mój Instagram - jestem tam na bieżąco :)
zpazurkiem.justyna
 
Pozdrawiam,
PODPIS

3 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Udostępnij: